Nie miałem czasu, bowiem chciałem odwiedzić muzeum sztuki nowoczesnej, mieszczące się prawie naprzeciwko muzeum Tamayo. Jest tam sporo świetnych rzeźb na zewnątrz, a wewnątrz dwie wystawy podobnie jak w poprzednim muzeum prezentujące świetnej jakości sztukę nowoczesną dla niezaawansowanych. Jeśli chodzi o to sformułowanie mam na myśli brak konieczności posiadania wiedzy innej niż podstawowa z zakresu historii sztuki dla swobodnej kontemplacji prac.
Sam budynek ma imponujący hall
Ta ostatnia kompozycja zdaje się w obecnej sytuacji być proroczaSzukałem, trochę na siłę, oznak solidarości z napadniętą przez Rosję Ukrainą. Barwy żółto- - niebieskie nietrudno znaleźć, ale zazwyczaj są odwrócone
Dopiero kiedy przypadkiem wpadłem na ambasadę Kanady zobaczyłem prawdziwą i celowo wywieszoną ukraińską flagę.
Postanowiłem wybrać się pod ambasadę Rosji. Spotkałem tam jednego Amerykanina, który powiedział mi, że zna trochę osób z regionu, jego żona ma pochodzenia polskie i co piątek przychodzi na kilka godzin pod ambasadę
Na koniec trochę covidowo. Ta Ameryka Łacińska to jednak dziwny świat. Wydaje się, że w Ciudad de Mexico należy chodzić na dworze w maskach. W każdym razie większość chodzi. Mycie rąk plus mierzenie temperatury to czynności, które należy wykonywać w wielu miejscach. Od hoteli i muzeów przez dworce i sklepy.
Rekordem był salonik w MEX. Nie dość, że strzelali z termometru w szyję, to jeszcze mieli specjalny karabin maszynowy, którym opryskiwacz wchodzącego i jego bagaż.
Plus w salonie co chwilę leciał film o tym jak dbają, ale poza tym oferował usługę bardzo wysokiej jakości.
Po podawanym przez kelnerów pysznym posiłku opuściłem Meksyk i Aviancą poleciałem do Bogoty. To jest dziwna linia, nie wiem co na to by powiedział ktoś głodny, ale na pewno nie nie najadłby się rozdawaną w samolocie obietnicą nowego menu
Zapomniałem, nie chcieli mnie wpuścić na pokład beż maski "hirurgicznej," w środku jednak już nikt o to nie dbał. Podobnie jak na rejsach krajowych w KolumbiiKiedy przylecę do Kolumbii po raz trzeci nie powtórzę błędów z tego i poprzedniego wyjazdu, nie będę latał z miejsca na miejsce zostając po dzień czy 2. Kolumbii trzeba się napawać powoli, poznawać krok po kroku, a nie skakać bez umiaru, bo ma się wielki niedosyt.
W Bogocie w zasadzie nie byłem. Przyleciałem wieczorem, zameldowałem się w hotelu z airport w nazwie, poszedłem rano na spacer i wróciłem na lotnisko.
Przypominam sobie moje wątpliwości z pierwszego pobytu. Czy ja w ogóle mogę wyjść z tego hotelu, czy tam nie jest skrajnie niebezpiecznie? Już wtedy szybko zostały rozwiane, kiedy zobaczyłem, że na ulicy toczy się normalne życie, ludzie chodzą, dzieci jeżdżą na rowerach.
Tym razem trafiłem na niedzielną sportową sielankę. Okolica, poza trawą i bujną roślinnością nie jest szczególnie pociągająca, choć udało mi się znaleźć modernistyczne szeregowce z prefabrykatów i ciekawe podziały na innym budynku
Kolejnym etapem była Bucaramanga, ale o tym później bo wkrótce start do miasta stanowiącego następny etap podróżyWidok z okna hotelu rzeczywiście trochę przypomina to co można zobaczyć w Medellin. Na pewno jednak kominy są oryginalne.
Bucamaranga to ponoć dogodny punkt wypadowy do różnych miejsc. Nie sprawdzałem bo nie miałem czasu, poza tym ja wycieczek nie kupuję (na razie, pewnie sporo tracę, a kiedyś i tak zabiorę się gdzieś, gdzie samodzielnie nie można) W Bucaramandze oferty niezorganizowane wydały się słabym pomysłem, tak jak np. podróż do Berlina Lusitanią
Pozostaly mi zatem spacery na miejscu Ponieważ Bucaramanga reklamuje się jako miasto parków. Okazały się one być jednak pewnym rozczarowaniem. Większość to po prostu porośnięte drzewami niewielkich rozmiarów place, w części w remoncie. Prawie zawsze z rzeźbami, raczej tradycyjnymi, ale są wyjątki.
Najciekawszy wydawał się Aqua Park, jak się okazało należący do wodociągów, stąd przed nim stała taka rzeźba.
Niestety okazał się zamknięty, bo Covid.
Te drobiazgi nie popsuły mi specjalnie humoru. W Kolumbii jest coś takiego, że samo przemieszczanie się, obserwowanie ludzi, budynków, kolorów, szyldów, wszystko w tych wilgotnych 26 stopniach sprawia mi niezwykłą przyjemność. Tak samo jak siedzenie w tanich knajpkach z lokalną, bardzo głośną muzyką. I próby komunikacji.
Muzyki nie będzie, obrazków - w zasadzie dokumentujących wrażenia, ulotne chwile, niż coś szczególnego - załączę kilka
Na początek takie śliczne okno - zupełnie znienacka
Gdzie indziej fasada w takie wzory
A Kawałek dalej sklep dla Krakusów
To tuż przy Mercado Central, gdzie nad handlującymi oprócz zestawu kamer czuwają Matka Boska i jej synek
Obok mercado inny mercado (albo jego nowa część i taka oto luksferowa konstrukcja. Warto też zauważyć cegły, bo one się jeszcze pojawią
Gdzieś z boku hotel Granda - właśnie przeczytałem, że źle przeczytałem nazwę hotelu, więc uwaga nie jest aktualna
W Kolumbii niemiecka chemia najwyraźniej jest podobnie wysoko ceniona jak w Polsce. Ten szyld należy do sieci. W tej sytuacji nie dziwi, że mają autobusy do Berlina
Światła w Kolumbii zazwyczaj są długie. Pozwala to poszukującym zarobku na przygotowanie prezentacji dla kierowców. W tym przypadku rozpięcie liny i żąglerkę maczetami na niej
Architektura Bucaramangi nie jest zachwycająca, ale udało mi się wpaść na ciekawą willę.
Nie więcej niż 200 m dalej jest duży ceglany kościół z fascynującymi koronkowymi, ażurowymi ornamentami.
Oczywiście jak w każdym kolumbijskim mieście nie brakuje twórczości naściennej. Ja wybrałem malunek zaangażowany oraz słodziaka dinozaura - jest ich sporo
Odwiedziłem też skromne muzeum sztuki nowoczesnej. Była w nim tylko jedna wystawa poświęcona zmianom klimatycznym. Mi jakoś w aparat wpadły kompozycje z materiałów z recyclingu.
Kuedy już Rosjanie rozpoczną wojnę ostateczną to będą kopaliny, które zostaną po naszej cywilizacji.
Na dziś to tyle, jutro może pojawi się trochę przyrody, jeśli da się gdzieś dotrzeć beż wycieczki i jeśli uznam, że mi nie dolega kolano.Przyroda miała się pojawić w Pereirze. Znalazlem na mapie wodospady, chciałem podjechać tam taksówką i dalej iść na piechotę. Rozważania czy stan kolana pozwala na treking czy nie okazały się całkowicie zbędne. Zapytałem w hostelu, gdzie mieszkałem czy da się to zrobić i usłyszałem odpowiedź, że nie. Mój hiszpanski nie za bardzo pozwalał na uzyskanie odpowiedzi dlaczego. Trudno, zamiast po wzgórzach wśród natury przespacerowałem się po centrum wśród spalin.
Miasto nie okazało się być szczególnie pociągające, ale co nieco dało się znaleźć. W tym kilka rzeczy mocno interesujących. Na początek pokażę te mniej niezwykłe
Ciekawy jest budynek administracji w stylu bardzo międzynarodowym. Roślinność zdradza strefę klimatyczną (dość szeroką), ale poza tym mógłby stać praktycznie wszędzie.
Zaskoczeniem była mozaika i to nie bylejaka, bo autorstwa Hernando Tejady - on pochodzi z Pereiry i oprócz mozaiki ma ogromne muzeum, którego nie odwiedziłem, ale to nie był mój ostatni kontakt z twórczością tego artysty w czasie wycieczki.
Cali to nie jest miasto takie jak Medellin, w którym można się zakochać już zjeżdżając od strony lotniska. Jest brzydsze, mniej malowniczo położone, zamiast metra ma mniej efektywne BRT. W samym środku miasta jest duży rozpierdzielnik, a liczba osób wykluczonych jest ogromna.Coś mi się wydaje, że przy lepszym poznaniu, to miasto może dać się pokochać. Ludzie są bardzo sympatyczni i ta wszechobecna muzyką nadaje mu unikalnego klimatu.Ja muszę tu wrócić, bo nie zaznałem Cali nocą.Internet straszy, że to najbardziej niebezpiecznie z miast Kolumbii. Ja tego nie zauważyłem. Jestem daleki od twierdzenia, że w Cali czy gdzieś indziej w Kolumbii nie można stracić pieniędzy, cennych rzeczy czy nawet organów lub życia, ale wydaje mi się, że do tego trzeba się postarać lub mieć niefart. Przy czym zaznaczam, że nie chodziłem po pustych ulicach w środku nocy i prawdopodobnie bym tego nie robił.W ogóle to ludzie w Kolumbii są wybitnie mili, uśmiechnięci, pomocni i uczynni. Tym razem na ulicy wypadła mi karta płatnicza. Nawet nie jedna, ale dwie osoby pobiegly za mna, aby mi ją oddać.Było to w jedynej sytuacji w czasie całego wyjazdu, gdy się zdenerwowałem (bez sensu zesztą). To zdarzenie od razu poprawiło mi humor.A bez sensu zdenerwowało mnie to, że przeczytałem o możliwości płacenia w komunikacji bezpośrednio kartą płatniczą. Jakoś wszedłem tak na peron BRT, ale przy przesiadce już się nie dało. Zamiast pojechać prosto do hotelu (akurat nikt nie miał salda, żeby zapłacić za mnie) musiałem szukać peronu na którym można kupić bilet. Jak widać drobiazg zupełny.Cali tak jak i Medellin ma kolejkę na wzgórza. Kiedy ja znalazłem wiedziałem, że muszę wypróbować. I było podobnie jak w Medellin sklepik, głośną muzyką, wzajemne stawianie piwa z miejscowymi, przyglądanie się temu co się dzieje ma ulicy. Czysta przyjemność.Cali, takie na 2 dni nie jest zbyt fotogrniczne. Myślę, że w wersji pięciodniowej udałoby się znaleźć jakieś cuda. Jednak czasu przeznaczonego na spacery w żadnym wypadku nie można uznać za stracony. Wręcz przeciwnie, przyglądanie się toczącemu życiu to cudowne doświadczenie.Zdjęcia będą w kolejnym poście, bo nie jest tak, że nie znalazłem niczego wartego sfotografowania. A w pierwszej kolejności były to zwierzęta.
Na sam koniec wycieczki zafundowałem sobie mały horror.Jak pisałem zdarzyło mi się zostawić telefon w restauracji w Puebli, zgubić kartę na ulicy w Cali, jednak przez cały czas zachowywałem jakąś tam higienę podróżną i nie trzymałem wszystkich cennych rzeczy w jednym miejscu.To się jednak zmieniło po przylocie do Londynu. Dla wygody przełożyłem wszystkie cenne drobiazgi do małego plecaczka. A były tam: paszport, prawojazd, karta pp, karta sim, karty płatnicze i gotówka. No bo cóż niby z tym mogło się wydarzyć.Na Okęciu wsiadłem w Bolta i na wysokości Pol Mokotowskich zauważyłem, że nie mam plecaczka że sobą. Poprosiłem kierowcę, aby mnie wsadził. On OK, dyszka się należy. No to mówię, mu, żeby sobie pobrał, a on, że płatne gotówką WTF. Ustaliliśmy, że mogę mu przelać kasę na telefon wysłałem, zadzwoniłem na lotnisko, dowiedziałem się, że ochrona nic nie znalazła, pomyślałem, że jednak wrócę - w sumie nie wiem dlaczego nie pojechałem boltem.Poczekałem kilka minut na autobus, dojechałem na lotnisko i widzę, że mój plecaczek leży na donicy przed wejściem i właśnie zbliża się do niego ochroniarz. Przeleżal tak sobie ze 30 min. W środku było wszystko co tam zostawiłem
Nie miałem czasu, bowiem chciałem odwiedzić muzeum sztuki nowoczesnej, mieszczące się prawie naprzeciwko muzeum Tamayo. Jest tam sporo świetnych rzeźb na zewnątrz, a wewnątrz dwie wystawy podobnie jak w poprzednim muzeum prezentujące świetnej jakości sztukę nowoczesną dla niezaawansowanych. Jeśli chodzi o to sformułowanie mam na myśli brak konieczności posiadania wiedzy innej niż podstawowa z zakresu historii sztuki dla swobodnej kontemplacji prac.
Sam budynek ma imponujący hall
Ta ostatnia kompozycja zdaje się w obecnej sytuacji być proroczaSzukałem, trochę na siłę, oznak solidarości z napadniętą przez Rosję Ukrainą. Barwy żółto-
- niebieskie nietrudno znaleźć, ale zazwyczaj są odwrócone
Dopiero kiedy przypadkiem wpadłem na ambasadę Kanady zobaczyłem prawdziwą i celowo wywieszoną ukraińską flagę.
Postanowiłem wybrać się pod ambasadę Rosji. Spotkałem tam jednego Amerykanina, który powiedział mi, że zna trochę osób z regionu, jego żona ma pochodzenia polskie i co piątek przychodzi na kilka godzin pod ambasadę
Rekordem był salonik w MEX. Nie dość, że strzelali z termometru w szyję, to jeszcze mieli specjalny karabin maszynowy, którym opryskiwacz wchodzącego i jego bagaż.
Plus w salonie co chwilę leciał film o tym jak dbają, ale poza tym oferował usługę bardzo wysokiej jakości.
Po podawanym przez kelnerów pysznym posiłku opuściłem Meksyk i Aviancą poleciałem do Bogoty. To jest dziwna linia, nie wiem co na to by powiedział ktoś głodny, ale na pewno nie nie najadłby się rozdawaną w samolocie obietnicą nowego menu
Zapomniałem, nie chcieli mnie wpuścić na pokład beż maski "hirurgicznej," w środku jednak już nikt o to nie dbał. Podobnie jak na rejsach krajowych w KolumbiiKiedy przylecę do Kolumbii po raz trzeci nie powtórzę błędów z tego i poprzedniego wyjazdu, nie będę latał z miejsca na miejsce zostając po dzień czy 2. Kolumbii trzeba się napawać powoli, poznawać krok po kroku, a nie skakać bez umiaru, bo ma się wielki niedosyt.
W Bogocie w zasadzie nie byłem. Przyleciałem wieczorem, zameldowałem się w hotelu z airport w nazwie, poszedłem rano na spacer i wróciłem na lotnisko.
Przypominam sobie moje wątpliwości z pierwszego pobytu. Czy ja w ogóle mogę wyjść z tego hotelu, czy tam nie jest skrajnie niebezpiecznie? Już wtedy szybko zostały rozwiane, kiedy zobaczyłem, że na ulicy toczy się normalne życie, ludzie chodzą, dzieci jeżdżą na rowerach.
Tym razem trafiłem na niedzielną sportową sielankę. Okolica, poza trawą i bujną roślinnością nie jest szczególnie pociągająca, choć udało mi się znaleźć modernistyczne szeregowce z prefabrykatów i ciekawe podziały na innym budynku
Kolejnym etapem była Bucaramanga, ale o tym później bo wkrótce start do miasta stanowiącego następny etap podróżyWidok z okna hotelu rzeczywiście trochę przypomina to co można zobaczyć w Medellin. Na pewno jednak kominy są oryginalne.
Bucamaranga to ponoć dogodny punkt wypadowy do różnych miejsc. Nie sprawdzałem bo nie miałem czasu, poza tym ja wycieczek nie kupuję (na razie, pewnie sporo tracę, a kiedyś i tak zabiorę się gdzieś, gdzie samodzielnie nie można)
W Bucaramandze oferty niezorganizowane wydały się słabym pomysłem, tak jak np. podróż do Berlina Lusitanią
Pozostaly mi zatem spacery na miejscu Ponieważ Bucaramanga reklamuje się jako miasto parków. Okazały się one być jednak pewnym rozczarowaniem. Większość to po prostu porośnięte drzewami niewielkich rozmiarów place, w części w remoncie. Prawie zawsze z rzeźbami, raczej tradycyjnymi, ale są wyjątki.
Najciekawszy wydawał się Aqua Park, jak się okazało należący do wodociągów, stąd przed nim stała taka rzeźba.
Niestety okazał się zamknięty, bo Covid.
Te drobiazgi nie popsuły mi specjalnie humoru. W Kolumbii jest coś takiego, że samo przemieszczanie się, obserwowanie ludzi, budynków, kolorów, szyldów, wszystko w tych wilgotnych 26 stopniach sprawia mi niezwykłą przyjemność. Tak samo jak siedzenie w tanich knajpkach z lokalną, bardzo głośną muzyką. I próby komunikacji.
Muzyki nie będzie, obrazków - w zasadzie dokumentujących wrażenia, ulotne chwile, niż coś szczególnego - załączę kilka
Na początek takie śliczne okno - zupełnie znienacka
Gdzie indziej fasada w takie wzory
A Kawałek dalej sklep dla Krakusów
To tuż przy Mercado Central, gdzie nad handlującymi oprócz zestawu kamer czuwają Matka Boska i jej synek
Obok mercado inny mercado (albo jego nowa część i taka oto luksferowa konstrukcja. Warto też zauważyć cegły, bo one się jeszcze pojawią
Gdzieś z boku hotel Granda - właśnie przeczytałem, że źle przeczytałem nazwę hotelu, więc uwaga nie jest aktualna
W Kolumbii niemiecka chemia najwyraźniej jest podobnie wysoko ceniona jak w Polsce. Ten szyld należy do sieci. W tej sytuacji nie dziwi, że mają autobusy do Berlina
Światła w Kolumbii zazwyczaj są długie. Pozwala to poszukującym zarobku na przygotowanie prezentacji dla kierowców. W tym przypadku rozpięcie liny i żąglerkę maczetami na niej
Architektura Bucaramangi nie jest zachwycająca, ale udało mi się wpaść na ciekawą willę.
Nie więcej niż 200 m dalej jest duży ceglany kościół z fascynującymi koronkowymi, ażurowymi ornamentami.
Oczywiście jak w każdym kolumbijskim mieście nie brakuje twórczości naściennej. Ja wybrałem malunek zaangażowany oraz słodziaka dinozaura - jest ich sporo
Odwiedziłem też skromne muzeum sztuki nowoczesnej. Była w nim tylko jedna wystawa poświęcona zmianom klimatycznym. Mi jakoś w aparat wpadły kompozycje z materiałów z recyclingu.
Kuedy już Rosjanie rozpoczną wojnę ostateczną to będą kopaliny, które zostaną po naszej cywilizacji.
Na dziś to tyle, jutro może pojawi się trochę przyrody, jeśli da się gdzieś dotrzeć beż wycieczki i jeśli uznam, że mi nie dolega kolano.Przyroda miała się pojawić w Pereirze.
Znalazlem na mapie wodospady, chciałem podjechać tam taksówką i dalej iść na piechotę. Rozważania czy stan kolana pozwala na treking czy nie okazały się całkowicie zbędne. Zapytałem w hostelu, gdzie mieszkałem czy da się to zrobić i usłyszałem odpowiedź, że nie. Mój hiszpanski nie za bardzo pozwalał na uzyskanie odpowiedzi dlaczego. Trudno, zamiast po wzgórzach wśród natury przespacerowałem się po centrum wśród spalin.
Miasto nie okazało się być szczególnie pociągające, ale co nieco dało się znaleźć. W tym kilka rzeczy mocno interesujących.
Na początek pokażę te mniej niezwykłe
Ciekawy jest budynek administracji w stylu bardzo międzynarodowym. Roślinność zdradza strefę klimatyczną (dość szeroką), ale poza tym mógłby stać praktycznie wszędzie.
Zaskoczeniem była mozaika i to nie bylejaka, bo autorstwa Hernando Tejady - on pochodzi z Pereiry i oprócz mozaiki ma ogromne muzeum, którego nie odwiedziłem, ale to nie był mój ostatni kontakt z twórczością tego artysty w czasie wycieczki.